czwartek, 14 stycznia 2016

Święta święta i po świętach

W dalszym ciągu wirusy i baterie nie są dla nas łaskawe. Jak z początkiem grudnia zachorowałyśmy z Ują, tak do tej pory bilans jest ujemny. Jak tak dalej pójdzie, to zimę (marną bo marną) obejrzymy sobie z Ują przez okno.
Święta były jak co roku udane, była choinka, prezenty, dzieci, ogólnie Duuuużo ludzi. Uji też się podobało. Tacie chyba też. Mamie? Hm, nie wiem właściwie, bo mało z nimi wtedy rozmawiałam, ale skoro pod ręką jest i baba i dziadzia i ogólnie Duuużo ludzi, to nie będę się zajmować mamą i tatą. Później nadrobię przecież.
2 tygodnie temu stuknęło mi okrągłe 2,5 roku a Uji dzisiaj 8 miesięcy. Strasznie się rwie do chodzenia, co akurat mnie cieszy, bo będę miała z kim bawić się w ganianego. Dorośli to są mięczaki jednak, dwa kółka w koło stołu i już okazują jakoby byli nie wiadomo jak zmęczeni. Czym? - pytam... Przecież bieganie nie męczy, jak coś przyjemnego może męczyć? No więc Uja, w tobie cała nadzieja, w końcu rzekomo mamy tę samą krew. Tak, tak wiem, rodzice też, ale ich już w to nie mieszajmy. Oni są po prostu starzy. Uja za to kwiat młodości - 2 miesiące temu dopiero co ledwie siedziała chybotając się na wszystkie strony, miesiąc temu zaczęła nieśmiało pełzać i podbierać mi zabawki, tak teraz doczołga się wszędzie, gdzie trzeba (czytaj: gdzie słyszy mamę lub widzi coś papierowego - zakazany owoc kusi najbardziej), wstaje przy meblach i próbuje chodzić. Mama mówi, że najprawdopodobniej przeskoczy etap raczkowania. Żałuj Uja, ponoć raczkowanie rozwija inteligencję, nie dziwne patrząc na mnie, ja raczkowałam przez 5 miesięcy :D